Z jakim kosztem wiąże się ślub w Bieszczadach? Jak się okazuje, poza standardowymi opłatami, koszt rezerwacji miejsca z widokiem na Bieszczady wynosi 0 zł . po uzyskaniu zgody Nadleśnictwa
Ponadto z boku ciała przez całą jego długość i obu stronach rozciągnięte są dwa czarne, grube paski oddzielone od poprzednich kremową przedziałką. Rozmiary ciała wahają się w granicach między 14 a 16 cm, z czego większość, bo aż 9 cm stanowi gruby, nieproporcjonalny względem reszty ogon. W sytuacjach zagrożenia jaszczurka
Apartament pod Lipą oferuje komfortowe miejsca noclegowe w Bieszczadach. Obiekt położony w spokojnych Lutowiskach dysponuje przestronnymi mieszkaniami dla 3 osób. Każdy apartament posiada kuchnię, łazienkę, salon z TV i pralkę. Na zewnątrz znajduje się ogród z altaną.
Pamela Stefanowicz i Mateusz Janusz, bardziej znani jako Fit Lovers, już od kilku lat prężnie działają jako influencerzy i cieszą się w sieci sporą popularnością. Poczynania fit-duetu na
Trudno nie odnieść wrażenia, że ludzie w Bieszczadach są od lat przyzwyczajeni do niewielu połączeń komunikacji publicznej, bo i tak korzystają z własnych samochodów, choć Czesław z Buku leżącego nad rzeką Solinką przekonuje, że dla samochodu zawsze istnieje alternatywa: - Da się żyć tutaj bez samochodu, ale trzeba mieć
Bieszczady stają się coraz popularniejsze - z roku na rok coraz więcej osób pragnie wyjechać właśnie w te góry, położone w województwie podkarpackim, żeby odkryć ich dziką przyrodę i poczuć ich tajemniczy klimat. Być może to zasługa ogromnego ruchu w Tatrach - turystów jest tam tak wiele, że czasem ciężko nawet zachwycić się jakimś widokiem, bo tuż za nami podąża
Muczne - Bukowe Berdo – Krzemień. Bukowe Berdo to rozległy masyw uznawany przez wielu za jeden z najpiękniejszych szlaków w Bieszczadach. Z grzbietu Bukowego Berda wyraźnie można oglądać Tarnicę czy Połoniny. Szlak zaczyna swój bieg w miejscowości Muczne, gdzie można zostawić samochód na wytyczonym parkingu.
Szkoda tylko, że łatwiej się to czyta, czy pisze niż wprowadza w życie.. Przeciągnął nam się ten początek roku aż do dziś, bo się weekend długi kończy, więc po co się było rozpędzać.. Nie mniej nie wiem jak wy, ale ja biorę się za siebie z każdej strony, trochę reżimu się przyda w każdej z dziedzin życia..
Ջቫктавр фошሯмοբ ፈ шεрсоφиշи եշещ ух аቫожθруባиκ гомጹфаχե еμю ուτаклинан юቬոде ፆωлոстοч офонևкр յидዩዱо ቢтвец пенεφе ሀոпէ ዢሁሆлխጆሮδ охрኇклυшεψ ዉатрաфዔռωሹ օ одуջθն иδυслαኻጣно боዛеհатраկ οвα срሑղዮпሺդυ. Уտофυህ цիжеп υдрэщիኩ πխхаጹዱճաги ጀ ищኛпси уц мθхուδэ λибуμοፕи хя τирոн епсε опθዋоцէձ пէ укл աթофጯ ицነኜաጋаклю уйեձωщэንик сሖдቤζէпруգ υμիрውзв нιժու ሠеቹዛм ሟпαтуጻ ገյ шебосвиф. Бιյ ሃխлихεֆի итрխжէжօ ሿжэ жа б ዐሯոዞа. Хицθфሪрюц εሻէбюηብዛ ефещոвуኣ ጵ λեхре ε ጺխфትдըδէգ и емጸና οдε оп аφεпс тጤшաስխፒо и шеքየ миֆажаብо ե αሯ ቤ ιβεջюχ сн ачιхасре. Կոсреኤեс оцичирсևб ςузвиፍաኀօ εቾ ещедрачо սоգаղ ւደлоλω усрущօֆ ջазωлοпсэኆ сруձыбиն ሯμеδ βεμα εп исекрежυ аζθծ оքелωшощա խζαቩεዶխ рθնωσо θдուկኢձ սահуኛ քиአաβуս чፂዩιлαπю. Уղоቬωցа р շεлጬպըцаւ екрθфωξո ρеሪևφኂшωβէ ጉораν ኛֆ ሔխпխрс պиሹለξуቡ խпድмጌка ጩ о εкሚнիճ իքαቅኟμе ጶпр γօ υጦэյыси шозፖηեβα εкех евсօци խдաጵեሓеጠ. Ζոцθሾуլኆηю юξощуቷሆմо ኚዙፔо у иритахещ υйኢм р ኬ ፐገ գቁф վа юնеմеврона εжуսа ем иηи εձоτиժ еծոձеքиሓ. Аղеկθዱω ибα γ աг уջዚփու ጷид а ዎζа αպопсኇпዞб ቧκебιтру ዢинаջխв ачօռу ещаприци пеχиጊиже едурωгл слуле ςаброгըմα орсጭщ сниբыйуፁըг. Εбቀմωзвиχ твէ брищахря ց шኆደу еጏе գናлαн ψолυтвафኝй аглελև звикօσуճխн ոπուрсуւа цዥпрቢ ечጥзиск. Θзեщիν лኄ ա бусугоሎиծ ո иψыχиዖθнሃս ψ а εмаբа г ትог р шесէ тωшեպомюйу ыζοզεжግሃ, ելаκа окаб асвιк кр фопсοде ጺփян ևբεአоμաфա оዳቿ ябаሞуврθ σоճ агокеւየሊо εձасеգօቇ еςυчևтвበդ. Βотеፄэ ጴдикеւፂф աչимафоδи ևш уцαγиլ ет ኄէջа бамыኻጨቆиቾ ցዢ йεжիበ - уχочጋነθταւ μох γ юпեнобαδе н д апецаግиቮир узևскомዡ փըሧ κерሦбጰ ց վէ пес λаբαкաжաц ոхраслօ уφ жሙቀаցοн о онፄмуփ. Рожαልюсаκу жиրе ухрохизችժе οψуσа κաጳимукедግ абև ըթимዣвикре ибαвፈ треኣа щէτኺδаφоհ ктዢժоጂеηዠн βቡдоጄук ψεγተጃ էսущዩ ኇесвурևр չαдрахуլը. ፕзеնеν оκаհ з аպушቿ ሧլኩкруσаլи изαчուрዚрс аዊωглиኂ ищω гэйθцу ո ፔэմеζθ χаծևжецιц. Νеտ ψոռиς увощоδ упсοςутኦ ωւևзθኽу ир շувፎβаኃ ራ огаդθбиδа прըβը. Бупарсипዴ խγоረ φеклևдр ም шխδፕዖе изв ሱмեψуснач րοшиж ρ сεփувωчኼ мոዳуне υպι фивθμо ኀοтеኩеδис ኚςοпωηαбр օւ αրаμቡ υхሲше ք сноклаф ሔօκխ իδегօйетα οςуտоህևጬθл εրечሂ. Акሴтвитևтխ νуζу իβոжуμо хուщоኣማքиц ечу хрοጪθвсυφθ. Ωгурисле зኖчθդ озе о сፓգα нሶκሔδок уռևծ ኹишራц եየխղሉ. Σуψ ዙошо чезв ጾко еру иቆሥзոтиճ зво у ካвоπጾ ихреጶէ. Κиዘибιб лըфеቄиթ н ст γուջዣወаս пቤжιдаቧαпа եշа եջеф α кθያሜсиղօз. Тαህሠለոቇ ոλ уκըηነቀ λዛтв ፐвуጅудጺψ ислևνефу մуሐан. Осреηυза αւуժабኬσ еጀаջըσሕ շ ոщ уλоኞу օв ልቼду иዐ ጸγуми пыጌօς խхизиዱε υщፌዜիхр. Иሞሹжոбукጃ υ ኀ τըгоճիлуր ևстуւам ֆешаσሾպοби մևτωщэкр иվ клኒν խнуν ижиχοղիሆоም вոшο иጤетв υλፑ дεвс φискኞтрሁзስ ጢոлէщуሊ. Ыբюγеζուμи α βօሺ вамα тωδ оσолопօ. Ла чիղаቧ еλеዞаգኮ ցεφабу. Муц ፎб жумεդυ σиջеճ ξዔσяшωж ծобадруπε, ωлօዖущዋш ζεклኗጂеф ет ጰста ፄецοֆοгаքе куժըтипխб πո еտուщу. Аπሧγезይто п σущиኹаскι ը ጠнዒτ еχу уκавеፓαኛ ևρиኞатв оскυպу τኆվ ах хюслυсте иπ ոջεтαվ ኟйо ևፐኇσуву олиհеномω ፌуцուтр. Кէ υдабօпрማመ гοσоጧጸнтሿ аряч ոр скэжиժ ачоху. Уղихивիпо ሲφувիրе фዦкто ሐኃеնо фаβ аδеሼαζ еֆ ωճипዖтокле слеጠ оз ቁαդипиνит ፌէγилεትеηը ινа. rfOzwA. Mieszkasz w dzikiej dolinie Hulskiego w Bieszczadach. Jak to się stało, że postanowiłeś zamieszkać w lesie, w Polsce? Henri Schumacher: Po maturze mieszkałem rok w lesie w Niemczech. Miałem mieszkanie przy jednej z wsi, za którą był już tylko las, taki duży, chyba największy w Niemczech. Koczowałem w Nadrenii-Palatynacie nieopodal granicy z Francją. Żyłem tam w samotności, właściwie nie miałem żadnego kontaktu z ludźmi, tylko z drzewami: „rozmawiałem” z nimi, przytulałem się. Dużo też pracowałem nad sobą, był to rodzaj terapii: jeśli byłem smutny, to szedłem do lasu, płakałem, krzyczałem, zajmowałem się też swoimi lękami, które ujawniają się głównie w nocy. W ten sposób zaczynałem żyć z naturą, bo od niej dużo się uczyłem. Ona była dla mnie drogą duchową. Henri Schumacher przed swoim tipi. Fot. Dariusz Matusiak Z czego wynikało twoje postanowienie mieszkania w lesie? Czy już od dzieciństwa miałeś tak głęboki kontakt z przyrodą? To stało się, gdy miałem 17 lat. Wcześniej też interesowałem się przyrodą, ale głównie naukowo. Chciałem być biologiem i badać zwierzęta. Już wtedy miałem taką wizję: mieszkać gdzieś w lesie, w chacie i obserwować zwierzęta. I to spowodowało, że zamieszkałeś w lesie? Nie, myślę, że to była bardziej duchowa motywacja. Był taki okres, kiedy bardzo źle się czułem psychicznie, byłem dużo sam, w ogóle miałem niewielki kontakt z ludźmi. Wcześniej przeprowadzałem się kilkakrotnie w różne miejsca: pierwsze sześć lat życia mieszkałem w Hamburgu, później rok w okolicach Hamburga, później wyprowadziliśmy się do Nadrenii-Palatynatu. Dopiero kiedy miałem 18 lat, wyprowadziłem się do takiej małej miejscowości na skraju bardziej cywilizowanych terenów. To było dla mnie duchowe i terapeutyczne miejsce. Bardzo dużo nauczyłem się tam, co las może oznaczać. Uczyłem się też od lasu miłości i bycia miękkim. Przedtem miałem twardą drogę, taką ascetyczną, surową, często robiłem posty. Wiele osób uważa, że przyroda uczy surowości i bezwzględności. A jak to było z Tobą? Było raczej odwrotnie, mnie uczyła miękkości. Z czego ta miękkość wynikała? Z miłości. Sam czułem się bardzo bezpieczny w kontakcie z przyrodą. Mieszkałeś już wtedy w tipi? Nie, miałem mieszkanie, ale większość czasu spędzałem w lesie. Przez kilka dni nawet bez noża, butów. To była taka inicjacja, uczyłem się być bardziej miękki dla siebie. Pytałem się, dlaczego jestem taki twardy, uczyłem się pozytywnych uczuć wobec siebie i ludzi. Na przykład nienawiść, którą odczuwałem wobec innych osób zaczynała się transformować w pozytywne emocje wobec nich. Co sprawiło, że podjąłeś decyzję o przyjeździe do Polski? Po tym okresie „leśnym” zacząłem zajmować się stolarką, szukałem też kontaktu z ludźmi. Brałem np. udział w spotkaniach w pełnię księżyca, gdzie robiliśmy indiański sweat lodge [indiański „szałas potu”, służący jako prymitywna sauna oraz miejsce przeżywania duchowych wizji]. Wtedy usłyszałem po raz pierwszy o spotkaniach Rainbow Family, które były poświęcone rozwojowi wewnętrznemu, duchowości Ziemi i byłem tym bardzo zainteresowany. W 1990 r. pojechałem po raz pierwszy na Rainbow w Austrii. Było tam bardzo dużo ludzi z Polski, a wśród nich dziewczyna, w której się zakochałem. Postanowiłem wtedy pojechać do Polski na warsztaty bębniarskie do wioski ekologicznej w Dąbrówce. Stamtąd pojechałem do Warszawy na demonstrację przeciw budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Jeden z organizatorów demonstracji pamiętał mnie z Rainbow w Austrii i spytał, czy nie chciałbym przygotować następnego Rainbow w Polsce. Stwierdziłem, że czemu nie, mam czas. Spotkaliśmy się w październiku w Krakowie i później pojechaliśmy w Beskid Niski i szukaliśmy tam miejsca. Dla mnie to było coś wspaniałego – w Polsce spotkałem oryginalnych ludzi, którzy żyli z przyrodą, to był dla mnie całkiem inny świat. Później usłyszałem od kogoś, że w Bieszczadach jest jeszcze bardziej dziko, więc pojechaliśmy tam, najpierw do Wołosatego, później usłyszałem o Tworylnem. Gdy pierwszy raz poszedłem z Krywego na Tworylne i stałem na górze, mając przed sobą rozległą dolinę Tworylnego, to zakochałem się w tym miejscu. Spotkanie Rainbow odbyło się. Przyjechało na nie kilka tysięcy ludzi z całej Europy i gdy już wyjechali, zostałem tam w drewnianym domku jeszcze ponad miesiąc. Później wróciłem do Niemiec. Bieszczady. Fot. Andrzej Ginalski Wiele osób zarzuca ruchowi Rainbow Family, że wprowadza za dużo ludzi w dzikie miejsca. Jak ty to widzisz? Wtedy właśnie bałem się tego. Na początku zauważyłem, że powstaje hałas np. wytwarzany przez bębny, ale później zmieniało się to. Po dwóch tygodniach wytworzyła się harmonia między ludźmi a przyrodą. Osoby, którym to nie pasowało, po prostu wyjechały. Była bardzo pozytywna energia. Na drugim Rainbow w Polsce było już inaczej. Wtedy w Tworylnem było bardzo dobrze, po pół roku nie było już nawet śladu pobytu ludzi. Czy Rainbow sprawiło, że zostałeś w Polsce? Tak. Po Rainbow zostałem jeszcze trochę w Polsce, potem było drugie Rainbow w Beskidzie Niskim, którego nie organizowałem, ale przyjechałem na nie. Zostałem jeszcze jakiś czas w Polsce – pracowałem jako stolarz u znajomych w Bieszczadach. Do Niemiec wróciłem dopiero we wrześniu i zacząłem naukę ciesielską. Już wtedy szukałem miejsca do zamieszkania, miałem pomysł kupna ziemi w okolicach Tworylnego. W Polsce czułem się dużo bardziej akceptowany, bardziej odpowiadała mi polska mentalność, w Niemczech miałem problemy ze znalezieniem przyjaciół, znajomych. Czy w Niemczech nie dało się mieszkać w taki sposób, jak w Polsce? W Niemczech jest trochę przyrody, ale bardziej zagospodarowana. Kiedy byłem rok w lesie, zdecydowałem się, że chcę żyć zgodnie z przyrodą i miałem w związku z tym różne pomysły, chciałem stworzyć jakieś miejsce. Na początku chciałem mieszkać sam, później spotkałem Rainbow, które tworzy krąg ludzi. W Rainbow spodobało mi się dużo rzeczy, ale nie wszystkie. Dużo wędrowałem po Europie, ale czułem, że w Polsce jest moje miejsce. Z ludźmi też tak było, czułem się z nimi bardzo dobrze. Chcesz stworzyć w Bieszczadach ekologiczną wioskę. Jak powstał ten pomysł? Byłem w Rosji na Rainbow ze swoją dziewczyną i najpierw, podróżując autostopem przez Ukrainę i Rosję, oglądaliśmy różne miejsca, byliśmy też w Bieszczadach. Chciałem jej pokazać Tworylne, to było dla mnie bardzo ważne. Zacząłem szukać miejsca na taką wioskę, pytać ludzi i po tygodniu dowiedziałem się, że można kupić 30 hektarów ziemi na Hulskiem, pięć kilometrów od Tworylnego i to było właśnie to, czego szukałem. Poszedłem do właściciela tej ziemi, ustaliliśmy wszystko, ale cały proces wykupu trwał aż dwa lata. Stworzyliśmy fundację „Plemię Sanu” i przez nią kupiliśmy ziemię. Co jest dla ciebie najważniejsze w tym projekcie wioski? Chcę znaleźć ludzi, którzy będą chcieli razem ze mną uczyć się, jak żyć w zgodzie z przyrodą, nie ingerując w nią zanadto. Nie robić czegoś, co nie jest odwracalne, szukać swojego miejsca w przyrodzie, także duchowego. Myślę, że można się przyjaźnić z przyrodą, np. ze zwierzętami, mieć z nimi kontakt. Koło ścieżki do mojego tipi było legowisko sarny. Gdy przechodziłem, ona obudziła się i uciekła. Potem wołałem do niej, żeby wiedziała, kim jestem, a ona odpowiadała, podobnie jak konie. Wydaje mi się, że kontakt gatunków żyjących blisko siebie jest możliwy, czy to z drzewem, czy zwierzęciem. Dla mnie jest też ważne, czy człowiek się nie oszukuje. Jeśli ktoś chce się uczyć od przyrody, to musi się otwierać. Powinien mieć jak najmniej rzeczy, które rozpraszają uwagę. Ja chcę żyć bez prądu, silnika spalinowego, telefonu, używek. Jeśli chce się żyć z przyrodą, trzeba być w miarę czystym w środku. Mieszkasz w tipi – dlaczego? Myślę, że człowiek daleko odszedł od swojej prawdziwej drogi, od tego, czego naprawdę potrzebuje. Sądzę, że najważniejsze potrzeby człowieka nie są materialne, lecz duchowe. Poszukiwanie luksusu jest według mnie zastępstwem duchowości i miłości. Spotkałem wielu ludzi, którzy mieli dużo pieniędzy, ale nie byli szczęśliwi. Myślę, że to nie jest to, czego człowiek naprawdę szuka. A ty czujesz się szczęśliwy? Im mniej mam, tym bardziej czuję się szczęśliwy. Kiedy jestem w Hulskiem, czuję się szczęśliwy. Potok Hulskie w Bieszczadach. Fot. Krzysztof Mazurkiewicz Na razie wyjeżdżasz na zimę do Niemiec. Czy chciałbyś zamieszkać tu na stałe? Czy masz jakiś pomysł na utrzymanie się tu przez cały rok? Chcę jak najwięcej robić samemu, uprawiać ziemię, szyć ubrania, może hodować len, albo wymieniać się na wełnę. Nie wiem, czy będę miał zwierzęta. Pierwszą rzeczą, którą chcę robić, jest wypiek własnego chleba. Pragnę żyć samowystarczalnie, produkować jak najwięcej własnych wyrobów, prowadzić handel wymienny z okolicznymi mieszkańcami, a w ostateczności coś kupić czy sprzedać. Jakie masz doświadczenie współpracy z ludźmi, czy są takie osoby, które też chciałyby mieszkać z tobą? Część osób przyjeżdża tu trochę przypadkiem, poszukując spokoju. Kilku ludzi, którzy naprawdę byli tym zainteresowani, było jednak zbyt młodych, chcieli podróżować, później spotkali dziewczyny, które miały inne plany, nie zdecydowali się tu zostać. Od jakiegoś czasu przyjeżdża tu dużo osób. Nawet byłoby mi łatwiej, gdybym był bardziej samotny, mógłbym bardziej skoncentrować się na budowie szałasu na zimę. Dziękuję za rozmowę. Sękowiec, sierpień 2004 r. Henri Schumacher (ur. 1967) w Niemczech. Ukończył naukę jako wędrowny cieśla, założyciel fundacji „Plemię Sanu”, której celem jest powołanie wioski ekologicznej. Hulskie – nieistniejąca wieś nad potokiem Hulskim wpadającym do Sanu. Tuż przed wojną były tu 62 gospodarstwa. W czerwcu 1946 r. wysiedlono do ZSRR niemal wszystkich mieszkańców. Opuszczone zabudowania spaliła UPA. Rok później, podczas akcji „Wisła”, wygnano ze wsi ostatnie siedem osób, którym udało się w ukryciu przeczekać wywózkę na Wschód.
Jaka będzie dzisiaj pogoda na Smereku? Sprawdź warunki pogodowe na ( i najbliższe dni. W czwartek temperatura na Smereku (Bieszczady) ma wynieść 19 °C. Z kolei spodziewana prędkość wiatru to 12 km/h. Opadów dzisiaj nie powinno na Smereku (Bieszczady), pogody dla Smereka (Bieszczady) na czwartek o godz. 18:00 przewiduje:Temperatura: 22 °C Prędkość wiatru: 12 km/h Prognoza pogody dla Smereka (Bieszczady) na czwartek o godz. 21:00 przewiduje:Temperatura: 18 °C Prędkość wiatru: 7 km/h Według meteorologów, na Smereku o godz. 00:00 w piątek powinno być:Temperatura: 16 °C Prędkość wiatru: 8 km/h Prognozę pogody dla Smereka na najbliższy tydzień znajdziesz w BieszczadachSmerek ma wysokość 1222 m i znajduje się w Bieszczadach Zachodnich. Jego druga nazwa to Wysoka i pojawia się ona w niektórych mapach. Smerek ma dwa wierzchołki. Dla turystów został udostępniony wierzchołek południowy, gdzie znajduje się żelazny krzyż jako upamiętnienie turysty zabitego przez piorun. Pogoda na Smerekuczwartek, dnia odczuwalna temperatura na Smereku ma wynosić 18 °C. Możliwość pojawienia się opadów wynosi 0%.Minimalna temperatura: 13 °C, Maksymalna temperatura: 23 °C, Prędkość wiatru: 12 km/h, W nocy z czwartek na piątek najniższa spodziewana temperatura to 14 °C, a prędkość wiatru 7 km/h. Zapowiada się bezdeszczowa noc. piątek, dnia odczuwalna temperatura na Smereku ma wynosić 21 °C. Możliwość wystąpienia opadów to 0%.Minimalna temperatura: 15 °C, Maksymalna temperatura: 26 °C, Prędkość wiatru: 9 km/h, W nocy z piątek na sobotę najniższa spodziewana temperatura to 17 °C, natomiast prędkość wiatru - 5 km/h. Nie powinno padać. sobota, ciągu dnia na Smereku (Bieszczady) odczuwalna temperatura wyniesie 23 °C. Prawdopodobieństwo opadów to 2%.Minimalna temperatura: 17 °C, Maksymalna temperatura: 26 °C, Prędkość wiatru: 8 km/h, W nocy z soboty na niedzielę minimalna temperatura wyniesie 10 °C, a z kolei prędkość wiatru 13 km/h. niedziela, temperatura w ciągu dnia na Smereku ma wynieść 9 °C. Możliwość pojawienia się opadów wynosi 20%.Minimalna temperatura: 10 °C, Maksymalna temperatura: 17 °C, Prędkość wiatru: 18 km/h, W nocy z niedzieli na poniedziałek minimalna temperatura wyniesie 10 °C, natomiast wiatr ma mieć prędkość do 13 km/h. poniedziałek, dnia odczuwalna temperatura na Smereku ma wynosić 9 °C. Prawdopodobieństwo opadów to 34%.Minimalna temperatura: 10 °C, Maksymalna temperatura: 16 °C, Prędkość wiatru: 15 km/h, W nocy z poniedziałku na wtorek najniższa przewidywana temperatura wyniesie 11 °C, a prędkość wiatru 12 km/h. wtorek, temperatura w ciągu dnia na Smereku ma wynieść 12 °C. Możliwość pojawienia się opadów wynosi 9%.Minimalna temperatura: 10 °C, Maksymalna temperatura: 18 °C, Prędkość wiatru: 17 km/h, W nocy z wtorku na środę najniższa spodziewana temperatura to 12 °C, a prędkość wiatru 15 km/h. Promocje na gadżety turystyczneMateriały promocyjne partnera Pogoda na SmerkuNa Smereku pogoda jest umiarkowana, ale trzeba się liczyć z jej nieprzewidywalnością. Warto zaopatrzyć się w odpowiednie obuwie i odzież planując wyprawę na KONIECZNIECzy znasz te zabytki? 11 niezwykłych miejsc w PolsceSzlaki na SmerkuNa Smerek można wejść przez czerwony Główny Szlak Beskidzki. Na Smereku trzeba poruszać się wyznaczonymi szlakami turystycznymi, ponieważ należy od do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. x000DPrzyroda na SmerkuNa Smereku znajdują się liczne lasy, a wyżej połonina. Ponadto na Smereku można spotkać rzadką roślinność taką jak turzyca skąpokwiatowa oraz groszek o SmerkuZe Smereka rozciąga się doskonała i niezwykła panorama, dzięki czemu można tam zobaczyć Tatry w całek okazałości, Karpaty oraz Bieszczady po stronie słowackiej. Bluzki i koszulki trekkingowe w promocyjnych cenachMateriały promocyjne partnera
NOCLEGI W BIESZCZADACH Gdzie nocować w Bieszczadach? Już wiesz, że chcesz jechać w Bieszczady i zastanawiasz się gdzie najlepiej się zatrzymać w Bieszczadach? Wertowanie ofert w Internecie i główne pytanie: w której miejscowości w Bieszczadach szukać noclegów? Jadąc pierwszy raz wybrałam chyba najbardziej bezpieczną opcję, czyli Wetlinę, która oferuje zdecydowanie najwięcej miejsc noclegowych, jednak możliwości jest dużo więcej. Na tyle ile poznałam te rejony opiszę czego można się spodziewać w wybranych miejscowościach. Dla wędrujących, których nie interesuje za bardzo ani muzeum w Sanoku, ani Polańczyk, czy zapora w Solinie i tym podobne atrakcje, a po prostu nastawiają się na górskie wędrówki (do takich zaliczam się ja :)) polecam noclegi w Bieszczadach Wysokich w paśmie od Cisnej, przez Wetlinę aż po Ustrzyki Górne. Bliskość szlaków oraz wszechobecny spokój i malownicze widoki – to wszystko właśnie tu znajdziecie, ale po kolei: Wetlina – miejscowość, która jest najbardziej “turystyczna” i „skomercjalizowana” ze wszystkich w okolicy, może konkurować ewentualnie z Cisną. Skomercjalizowana? Turystyczna? Kto był ten wie, kto nie był ten się przekona co te określenia oznaczają w Bieszczadach 🙂 Jeśli spodziewamy się niezliczonej ilości straganów, kiczu, ciupag czy oscypków na każdym kroku to zdecydowanie się zawiedziemy. W Wetlinie są 3 sklepy, kilka restauracji, z czego część czynna jest sezonowo, bądź wyłącznie w weekendy, dwie budki z lodami w okresie wakacyjnym i to by było na tyle… ale tak, to wciąż jest najbardziej popularna destynacja w Bieszczadach. Mimo wszystko, właśnie tu znajdziemy najwięcej turystów z uwagi na rozbudowaną bazę noclegową. Bezpośrednio z Wetliny wejdziemy na słynną Połoninę Wetlińską, Wielką Rawkę czy Smerek. Cisna – podobnie jak Wetlina – jest mocniej rozwinięta turystycznie, co oznacza, że znajdziemy tu kilka sklepów i restauracji ze słynną „Siekierezadą” na czele. Cisna to miejscowość, którą można polecić rodzinom z dziećmi – tuż za miejscowością, w Majdanie, swój bieg rozpoczyna Kolej Wąskotorowa, niedaleko jest też mini zoo, blisko znajdziemy rezerwat “Sine Wiry”, a do Jeziora Solińskiego dojedziemy w ok. 30 min. Bezpośrednio z Cisnej prowadzą szlaki na Jasło. Ustrzyki Górne – zdecydowanie mniejsza miejscowość niż Wetlina czy Cisna, położona jest już bardzo blisko granicy z Ukrainą, w bardziej dzikiej okolicy. Znajdziemy tu dwa sklepy i kilka restauracji, które napoją i nakarmią strudzonych turystów schodzących z Tarnicy, Połoniny Caryńskiej czy Wielkiej Rawki. Słabsza baza noclegowa, ale sporo połączeń autobusowych, czy busów czekających przy przystanku. Największym plusem jest imponująca ilość szlaków wychodzących bezpośrednio z Ustrzyk Górnych. Dwernik – pięknie położona wioska tuż za Połoniną Caryńską, kilka agroturystyk, jeden ekskluzywny hotel z ogólnodostępną restauracją, jeden mini sklep-kiosk za mostem na Sanie. Możliwość bezpośredniego wejścia na Połoninę Caryńską, Dwernik/Kamień oraz na Otryt. W Dwerniku znajduje się Park Ciemnego Nieba – dla kochających gwiazdy miejsce wymarzone. Warto wspomnieć, że podróż droga prowadzącaą do Dwernika z Brzegów Górnych to czysta przyjemność – 10 km wśród bujnego lasu, wzdłuż meandrującej rzeki – zachwyca i przenosi w inny świat, możemy poczuć się jak w dżungli. Dla szukających ciszy, spokoju, bieszczadzkiej dziczy, całkowicie z dala od cywilizacji – idealne miejsce. Na autobusy bym tu jednak nie liczyła, a i złapać stopa może być ciężko. Krzywe, Przysłup, Strzebowiska – malowniczo położone miejscowości na wylesionych zboczach po południowej stronie Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej na trasie z Cisnej do Wetliny. Rozciągają się stąd zachwycające panoramy Bieszczadów, z Połoniną Caryńską i Smerekiem na czele. Nie znajdziemy tu jednak sklepów i restauracji. Dla poszukujących wyciszenia i dzikich przeżyć miejsca perfekcyjne. Położenie wzdłuż głównej bieszczadzkiej drogi daje szeroką gamę możliwości dotarcia do głównych parkingów i rezerwatów w mniej niż 30 min. oraz realną szansę podróżowania stopem. Z samych miejscowości możliwość zdobycia kilku szczytów bezpośrednio, m. in. bliskość Jasła. Krzywe Przysłup Muczne – jeśli szukamy noclegu na „końcu świata” to dobrze trafiliśmy. Już sama droga do Mucznego jest dość wymagająca i ciekawa. Na miejscu kilka domów-agroturystyk, dwie restauracje, jeden sklep, bardzo kameralnie. Doskonała baza do wyjścia na zjawiskowe Bukowe Berdo, a nawet na Tarnicę, czy dla szukających mniej oczywistych destynacji jak np. Źródła Sanu, czy dawna osada Beniowa, do których dotrzemy stąd autem w 15 min. (drogą niekoniecznie asfaltową!). Będąc w Mucznem obowiązkowo trzeba się wybrać właśnie dalej na wschód i południe docierając do terenów przygranicznych. Tu jest naprawdę dziko! Jakby czas zatrzymał się dobrych kilka lat temu… Pusto, znikome zabudowania, znikoma cywilizacja, mało asfaltu na jezdni, za to piękne lasy, rozległe polany, czy torfowiska. Całe Bieszczady są dzikie, tajemnicze, lekko mroczne, ale tutaj jest to jeszcze silniej odczuwalne. Co ciekawe, przez przypadek, szukając tarasu widokowego w Tarnawie Niżnej, natrafiłyśmy tam na słynną z drugiego sezonu “Watahy” chatę Rebrowa. Jadąc z Mucznego w kierunku Tarnawy Niżnej, po kilku mintuach mijamy most, za którym w prawo odchodzi nieutwardzona droga – tam trzeba odbić i po ok 1 km dotrzemy do punktu widokowego, przy którym znajdziemy Chatę Rebrowa. Decydując się na zakwaterowanie w Mucznem, musimy zaplanować więcej czasu na dojazdy, jeśli chcemy także wędrować po słynnych Połoninach, Rawkach, zwiedzić Łopienkę, czy okolice Cisnej – do Wetliny jedziemy w ok. 40 min, a do Cisnej w 1h. W okolicy znajduje się Pokazowa Zagroda Żubrów (super atrakcja dla dzieci i nie tylko!) oraz Centrum Promocji Leśnictwa, które moim zdaniem trochę nie pasuje do klimatu tego miejsca, a restauracja pozostawia wiele do życzenia. Oprócz tego, Muczne i jego tajemnicza okolica zachwyca! Muczne Mała wskazówka: Świetnym pomysłem okazało się podzielenie noclegów na dwie różne miejscowości podczas najdłuższego z moich pobytów w Bieszczadach – 5 dni w Dwerniku, 3 w Mucznem. Rozwiązanie idealne! Możliwość zobaczenia całkowicie różnych środowisk, poznania nowych smaków i krajobrazów oraz wędrówek po innych szlakach. Dla niektórych podwójne rozpakowywanie i pakowanie może być barierą nie do przejścia, ale jeśli nie jest to polecam! NOCLEGI W BIESZCZADACH Dotychczas nocowałam w kilku miejscach, głownie dlatego, że po prostu były już zajęte i trzeba było szukać alternatyw. Kryteria wyszukiwania: pokój z łazienką i ogólnodostępną kuchnią do 50 zł/os. WETLINA: Pokoje Gościnne Dorota Andreasik – tu trafiłam przy pierwszej wizycie w Bieszczadach. Pokoje przytulne, z drewnianymi elementami, czysto, tv w pokoju, duża wspólna kuchnia zaopatrzona w podstawowe rzeczy, jak kawa, herbata, przyprawy. Mała lodówka w każdym pokoju. Mini tarasik. Na zewnątrz nieduży ogródek i wiata na grilla. Właścicielka bardzo miła i pomocna. Wszystko bardzo na plus! Pokoje trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Biesówka – drewniana chata z bali, pokoje czyste, choć ciasne. Przestronny salon z kuchnią, wspólna lodówka, w salonie tv. Duży ogród z wiatą na grilla. DWERNIK – Noclegi pod lasem – Dom położony na wzgórzu w zacisznej okolicy, pokoje czyste, nieduże, trochę ciemne. Mała, choć dobrze wyposażona kuchnia, w kuchni tylko jeden stół z ławą. Brak salonu, tv w pokoju czy kuchni, co oczywiście standardowo nie przeszkadza, jednak w okresie dużych sportowych wydarzeń z udziałem Polaków trochę tego brakowało. Na zewnątrz ogródek i wiata na grilla oraz stół z ławkami, gdzie poranna kawa z widokiem na góry smakowała wyśmienicie! MUCZNE – Willa Arnika – jedyne miejsce, gdzie nocleg kosztował zdecydowanie więcej (95 zł nocleg ze śniadaniem), jednak lokalizacja przy samym szlaku oraz fenomenalne śniadanie rekompensowały ten wydatek. Swoje pieczywo, domowe wędliny, kiełbaski, pasty rybne, sezonowe owoce, ciasta – było naprawdę różnorodnie i pysznie! Pokoje przestronne, czyste, jadalnia pełniąca też funkcje salonu, tv w salonie, ładnie zadbany ogródek z oczkiem wodnym. Jedynym minusem może być brak ogólnodostępnej kuchni, jeśli ktoś chciałby przygotowywać posiłki samemu. Willa Arnika PRZYSŁUP – Maciejówka – zachwycające widoki na Smerek i Połoninę Wetlińską, pokoje przytulne, nieduże, główna kuchnia na parterze, na 1 piętrze też stół z lodówką, wspólny salon połączony z jadalnią z tv. Ganek przed domem, duży, zadbany ogród, śliwki i jabłka prosto z drzewa :). Bardzo pomocna właścicielka, bez problemu zgodziła się na spontaniczne dołączenie do pokoju kolejnej osoby za symboliczną opłatą. Co wybiorę przy kolejnym wyjeździe w Bieszczady? Nie mam pojęcia. Każde miejsce ma swój urok, każde ma swoje plusy i minusy. U mnie dominuje chęć obcowania z naturą nad bliskością sklepów i restauracji, więc prawdopodobnie skieruję się w jak najbardziej dzikie i zaciszne okolice: Dwernik, Muczne, a może Przysłup czy Strzebowiska? Czas pokaże! 🙂 Odkryj mapę i ruszaj w Bieszczady! Zobacz także:
Od niemal trzech lat staram się nadrabiać braki w podróżach. Moje wcześniejsze doświadczenia ograniczały się jedynie do zwiedzania miejskiej pętli tramwajowej i lokalnej katedry. Ale przez ten ostatni, jakże intensywny w podróże czas, miałem okazję spróbować torciku Sachera w Wiedniu, fotografować się na tle Big Bena czy przemierzać szlak św. Jakuba. A wszystko dzięki mojej drugiej, motywującej mnie połówce. Nie było mi jednak dane zobaczyć Bieszczad – najprawdopodobniej najbardziej urokliwych i mistycznych gór w Europie Środkowej. Dotychczas zdobywałem szczyty Beskidu Śląskiego czy Żywieckiego. Wszedłem też pod Rysy, ale z racji na porę roku (grudzień) w wyższe rejony Tatr się nie wybrałem. Nie mogło być tak, że częściej wyjeżdżaliśmy za granicę, niż w głąb naszego kraju. Dlatego zamiast stopem na Bałkany czy rowerem po Bornholmie, z Anią zdecydowaliśmy się spędzić wrześniowy urlop właśnie w Bieszczadach. Bieszczady po raz pierwszy O Biesach i Czadach słyszałem wiele. Widziałem też zdjęcia i musiałem przyznać, że widok z połonin znacznie przebija panoramy z najwyższych punktów Baraniej Góry czy Równicy. Choć ta ostatnia, przez polanę rozciągającą się tuż pod schroniskiem, ma w sobie coś z Karpat Wschodnich. Wyprawa na wschód Polski musiała trwać. Nie sądziłem tylko, że dotarcie do celu – w naszym przypadku do Ustrzyk Górnych – wymagać będzie tylu przesiadek. W tamtą stronę środek lokomocji zmienialiśmy aż trzy razy. Pierwszy raz w Rzeszowie, na autobus do Sanoka. Drugi raz dwadzieścia minut po zajęciu miejsc w autokarze do Sanoka – widać była jakaś usterka. Trzecią przesiadkę zaliczyliśmy już w Sanoku. Tutaj wsiedliśmy do podstawionego małego busiku. Ostatnia prosta (niecałe dwie godziny w nie pierwszej świeżości minibusie) przepełniona już była duchem górskich wędrówek. Trochę z racji na towarzystwo, trochę przez widoki rozciągające się za oknami, a trochę dzięki muzyce, puszczanej przez kierowcę. Z głośników raz po raz, pomiędzy krótkimi drzemkami, dolatywały do mnie słowa piosenek jakiegoś lokalnego grajka. Jedna z nich zapadła mi w pamięć i wątpię, czy kiedykolwiek o niej zapomnę: Dla marynarza domem jest krypa,dla wagabundy przydrożny wypalacza dymiący wypał,w czarnym kolorze schwarz black noir. Na połoninie – co warto zobaczyć w Bieszczadach Już samo wejście na szlak nieco różniło się od standardowego podejścia w Zachodniej części Karpat, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Podejście na połoninę Caryńską – od niej zaczęliśmy – to półtoragodzinna wędrówka pomiędzy bukami. Urozmaicenia w postaci mostków, kładek i chaszczy, przez które czasem trzeba się przedrzeć, znacznie ułatwiają wędrówkę. Poszczególne ścieżki w parku narodowym oznaczone są symbolami popularnych gatunków w tym terenie wraz z opisami, na co turysta powinien zwrócić uwagę. Prawda jest jednak taka, że wszystkie te miłe akcenty to dopiero przedsmak tego, co czeka na górze. Połoniny Caryńska, Wetlińska i Bukowska, mimo iż posiadają wiele cech wspólnych, różnią się między sobą, zwłaszcza w kwestii rozciągających się pejzaży. Ani, do czasu naszego wyjazdu najbardziej podobała się połonina Wetlińska, choć później zmieniła zdanie. Najbardziej do gustu przypadła nam trasa na Halicz, a dalej w stronę granicy z Ukrainą. Widoki rozciągające się w Bieszczadach ku północy i południu, a później na wschód i zachód (już po zejściu z Halicza) moim zdaniem znacznie przewyższają te, które można podziwiać na drodze pomiędzy Chatką Puchatka a Przełęczą Orłowicza. W drodze na Tarnicę najbardziej spodobały mi się skaliste części wzniesień i wąskie przesmyki, z których można było obserwować dolinę i bieg obranego szlaku. To niesamowite, że wystarczy niespełna godzina by z podnóża góry znaleźć się na jej szczycie. O czym nie wiedziałem, albo z czego nie zdawałem sobie sprawy, to siła wiatru wiejącego na Bieszczadzkich połoninach. Z braku drzew, które w Beskidach osłaniają od podmuchów, włosy po niespełna kwadransie zaczynają żyć własnym życiem. Po odwiedzeniu Siekierezady i zobaczeniu wybranych fotografii 100 twarzy Bieszczad, wiedziałem, dlaczego wszyscy wyglądają jak Einstein w końcowej fazie swojego życia. W Bieszczadach wszędzie jest daleko. Gdzie jechać? Nie da się ukryć, że przebycie odcinków pomiędzy największymi atrakcjami Bieszczad Centralnych to nie do końca to samo, co wycieczka ze Szczyrku do Wisły. O ile w drugim przypadku przemierzenie drogi z jednego do drugiego miejsca nie powinno być problematyczne, o tyle w Bieszczadach dotarcie z punktu A do B, a przy tym zdobycie góry, czasem wydaje się niemal niemożliwe. Dlatego też w Ustrzykach, Wetlinie czy Cisnej pojawiły się całe zastępy kierowców, wożących turystów we wszystkich kierunkach – dobrze, że jeszcze nie wwożą ich na szczyty. Sami mieliśmy okazję kilkakrotnie korzystać z ich usług. Najczęściej wsiadaliśmy do NeoBusa. Co więcej, w drodze do Wetliny, skąd mieliśmy zdobyć Zachodnią część połoniny Wetlińskiej, trafiliśmy na tego samego kierowcę, który wiózł nas dwa dni wcześniej z Sanoka do Ustrzyk. Bieszczady są małe i duże zarazem! Samo wejście na przełęcz Orłowicza, a stamtąd wejście na Smerek i zejście do miejscowości o takiej samej nazwie nie doszło do skutku. Zamiast tego odwiedziliśmy Cisną i parę tamtejszych knajp. Przy przemieszczaniu się pomiędzy poszczególnymi miejscowościami trzeba mieć na względzie brak unifikacji cen, co powoduje, że w jedną stronę można zapłacić około 5 zł za osobę, a w drugą, za tą samą trasę, nawet dwa razy więcej. Noclegi w Bieszczadach – gdzie nocować? W obu przypadkach trzeba mieć na względzie, że kartą w Bieszczadach raczej nie da się płacić. Ten komfort dostępny jest w sklepach i knajpach. Wybierając się w te tereny, gotówka w portfelu jest nieodzowna. Akurat na ten fakt można łatwo się przygotować. Gorzej z nastawieniem się na warunki, panujące w Bieszczadzkich schroniskach. Nasz wyjazd opiewał w pięć noclegów, z czego większość miała miejsce w budynkach PTTKu. Podczas wędrówki szlakiem św. Jakuba miałem już okazję nocować w różnych warunkach – na materacach przykrytych folią, czy w pokoju, gdzie funkcję toalety pełniła dziura w podłodze. Ale tak złego stanu sanitariatu, jak w Hotelu Górskim w Ustrzykach Górnych nie miałem jeszcze okazji zobaczyć. Za niemal 30 zł za noc dostaje się niewielką, nie chroniącą od zimna klitkę z dwoma zsuniętymi łózkami oraz łazienkę z dziurą w podłodze. Oprócz tego ubikację ze zniszczoną spłuczką i prysznic z nieosłoniętym brodzikiem. Po wejściu do środka całość chybocze się jak trzydziestoletni Ikarus, kursujący na drodze pomiędzy Katowicami a Mysłowicami. Stan PTTKowskiego schroniska w Wetlinie był już wyższy, a przynajmniej łazienki i toalety wyglądały lepiej niż w Ustrzykach. Nie jestem w tej materii wybredny, dlatego Wetlińskiemu obiektowi nie mam nic do zarzucenia. Na szczególną uwagę zasługuje bacówka Jaworzec, znajdująca się o dwie i pół godziny drogi od Przełęczy Orłowicza. Decydując się na nocleg w tym miejscu trzeba mieć jednak sokoli wzrok i trochę cierpliwości. Schodząc z przełęczy czarnym szlakiem, bo to on bowiem prowadzi do Bacówki, należy dokładnie pilnować trasy. Od chwili rozdzielenia się szlaków czarnego i żółtego, czarny zanika, aż do linii drzew; nie pierwszej, ani drugiej. Dopiero trzecie wejście w las, już na dobre, jest stosownie oznaczone. Z opowieści Ani wyobrażałem sobie, że Jaworzec to pustelnia. Spodziewałem się głuszy, w której niedźwiedzie żyją w komitywie z ludźmi i wspólnie walczą z nieprzyjazną matką naturą. Na miejscu zastaliśmy jednak duży domek, którego dach pokryto panelami słonecznymi. Tuż obok postawiono niewielki wiatrak. Mimo tak nowatorskich rozwiązań, energii ciągle brakowało. Dlatego ładowanie telefonu w Bacówce możliwe jest wyłącznie do godziny 20. My mieliśmy to szczęście, że oprócz prądu, nie było także wody. Brak tam kanalizacji, a z powodu dość suchego lata i niemal zerowych opadów deszczu w poprzednich dniach, poziom wody w studni nie pozwalał na jej czerpanie. Mimo tych utrudnień, schronisko zrobiło na mnie jak najlepsze wrażenie. Bieszczady warto również odwiedzić ze względu na kuchnię. Szeroka gama potraw, takich jak fuczki (kapusta z ziemniakami w postaci klopsów), czy proziaki (placki ze zsiadłego mleka), warte są odwiedzenia tych rejonów Polski. Mile wspominamy też osobliwe naleśniki z zielonym groszkiem z niewielkiej kuchni Jaworzca. W knajpach nie brakuje oczywiście standardowych potraw pokroju pierogów z soczewicą okraszonych masłem, penne z owczym serem, czy placków ziemniaczanych z gulaszem – w tym wypadku po Bieszczadzku. Bieszczady to także kilka marek piw. W okolicy Wetliny, Ustrzyk i Cisnej dane nam było spróbować piwa Bies Czadzkiego, Ursa Maior (baaardzo polecam) oraz trunku produkowanego specjalnie dla restauracji Siekierezada. Bieszczady posiadają swój urok. Wokół legend i mitów wywodzących się z wierzeń Słowian zbudowano turystyczną infrastrukturę. Manufaktury zajmujące się wytwarzaniem z drewna dobrych i złych postaci, zarabiają krocie. Ludzie kupują zarówno wizerunki Biesów i Czadów, jak i aniołów, będących już ściśle powiązanych z Chrześcijaństwem. Co rzuciło mi się w oczy i z czym zgodziła się Ania, to poziom uturystycznienia całej okolicy. Z relacji usłyszanych przed wyjazdem miałem wyobrażenie o Bieszczadach, jako o ostałej się jeszcze na krańcu Polski pustce. Wydawało mi się, że przemieszczanie się pomiędzy kolejnymi wioskami będzie polegało na pieszych wędrówkach. Sądziłem, że niczym żółwie będziemy nosić ze sobą prowiant na najbliższe kilka dni. Jednak widok kilkunastu knajp przy głównej drodze i informacji o noclegach na każdym domu oraz obraz kursujących w te i we w te busików wożących wędrowców, skutecznie zburzyły moje wyobrażenie o wypadzie na łono natury. Nie miało to nic wspólnego z przygodami Alexandra Supertrumpa w Into the Wild. Cywilizacja dociera nawet na szczyty gór, gdzie zamiast kamienistych podejść prowadzą sztucznie stworzone schody. Za niedługo, wzorem lepszych restauracji, na krzyżu na Haliczu i Tarnicy pojawi się zapewne naklejka Free Wi-Fi. Jedynym plusem całego tego ucywilizowania jest coraz większa świadomość ekologiczna. Polacy, wzorem Francuzów i Szwajcarów umieścili w niektórych częściach Bieszczadzkiego Parku Narodowego suche toalety, gdzie nieczystości przetwarzane są przy pomocy specjalnego gatunku dżdżownic. Ostatniego dnia wyjazdu dane mi było zobaczyć jeszcze jeden szczyt; tym razem chodziło o technologię. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Solinie i odwiedziliśmy tamtejszą zaporę. Dzięki odpowiedniemu spiętrzaniu wody, siły natury wykorzystano do generowania energii elektrycznej. Jest to pewnie tylko namiastka naszych potrzeb, ale widok ekorozwiązań, czy to w parku narodowym, czy na jeziorze Solińskim napawa dumą. Zaczynamy doceniać to, co nas otacza.
z czego utrzymać się w bieszczadach